Jezusa można nie przyjąć w swoje granice. Tak zrobili mieszkańcy Samarii kiedy chciał do nich przyjść. W naszych czasach też to się zdarza. Niektórzy bowiem sądzą, że w ten sposób raz na zawsze można pozbyć się tego problemu. Jednak Chrystus cały czas krąży wokoło, delikatnie przypominając o swojej obecności. Niekiedy robi to subtelnie, niemalże niedostrzegalnie. Innym razem znaki Jego obecności są mocniejsze i bardziej widoczne. Nie mniej jednak On cały czas jest w pobliżu, czekając na zaproszenie. I nie jest mściwy. Nie chce postawić na swoim, udowadniając wszystkim że ma rację. Nigdy nie powie „a nie mówiłem”, albo „radź sobie teraz sam”. On kocha, więc sam siebie skazuje na rozmaite cierpienia od swoich najbliższych.
To nie historia sprzed 2000 lat. To dzisiejsza rzeczywistość, która jest także moim i twoim udziałem. Przyjmiesz Go dzisiaj?